niedziela, 31 stycznia 2016

29. Odkrycia

Dzięki chorobie Rózi dokonałam kilku odkryć. Jednym z nich było  pudełko z farbami i przyborami ze studiów (tak, wiem-są prawie pełnoletnie). O ile o żywot akwareli byłam raczej spokojna, bo i cóż miało się w nich zepsuć, to akrylom choćby nawet Windsora nie dawałam żadnych szans. Otóż myliłam się ogromnie. Żyły, co prawda życiem sukulentów, ale dały się zreanimować kroplą wody. Mogłyśmy zatem sprostać ortodoksyjnym wymaganiom Pana Robótki względem zamalowywania folii bąbelkowej utrefionej w kształt kaktusa. 
Kolejne odkrycie dotyczyło kota. Zdurniał był na stare lata ( a może zapach ze studiów, będący wszakże zapachem jego dzieciństwa wywołał u niego regres osobowości). Z pełnym rozpędem wpadał między farby i namiętnie wwąchiwał się w tubę kleju. 
Miałam więc okazję poobserwować jak klej Magic wspaniale onduluje kocie wąsy. 
A na koniec odkryłam (po raz kolejny), że fajnie jest mieć córkę jako pretekst do robienia tych wszystkich pierdół z recyklingu. 
Zostałyśmy właścicielkami kilku kamieniczek. Nieruchomości to zdecydowanie dobry kierunek rozwoju. 





czwartek, 28 stycznia 2016

28 Wirus

Mamy gościa.
Nie lubimy go i w  zasadzie nikt go nie zapraszał, ale on przyszedł i zamieszkał na jakiś czas w górnych drogach oddechowych naszej córki. Chora Rózia snuje się po chacie, pokłada na co bardziej miękkich płaszczyznach i uparcie bierze czynny udział w negocjacjach na temat zakrapiania nosa (z góry skazana na porażkę).
Aby wszystkim żyło się łatwiej, postanowiłam że spożytkujemy awanturniczą naturę wirusa w sposób twórczy i kreatywny.
 Jakiś czas temu młoda podobała sobie program "Pan Robótka", uznałysmy zatem że czas jest przejść od teorii do praktyki i zebrawszy w jedno pudło wszystkie walające się po kątach artykuły plastyczne, przystąpiłyśmy do pracy. Różka nauczywszy się mimowolnie na pamięć kwestii Pana Robótki wykonywała czynności z dziecięcym brakiem wprawy, okraszając je fachowym opisem. Próbowałam nie płakać ze śmiechu kiedy doklejając kawałek wełny oznajmiła: "A teraz doklejamy włosy ze sznurka. Kupicie go w każdym sklepie ogrodniczym".
Awanturnicza natura wirusa połączona z aptekarską skrupulatnoscią mojej córki nie pozwalała na odstępstwa ani scenariuszowe ani materiałowe, toteż z braku "kawałka tektury falistej , kupicie ją w każdym sklepie papierniczym" oraz "miękkiej krepiny i niewielkiej ilości kleju stolarskiego, kupicie go w sklepie z artykułami domowymi", kilka dzieł nie zostało zrealizowanych wcale.

***
R: - Mamooo a ile muszę zjeść tej zupy?
Ja: - Możesz niewiele.
R: - O czyli poszłodziewcze.
Ja: ?
R: - Poszłodziewczę po ziele, nazbierało niewiele.

Proponuję nową miarę do układu SI , ilość cierpliwości mierzyć się będzie w poszłodziewczach. Mnie zostało ze cztery.

niedziela, 24 stycznia 2016

27 Foodblog

Wstała ranem pchana planem.
Róża, nie bacząc na to że jest niedzielny poranek ( 6.40 A.M. ) udała się najpierw obudzić mnie, a potem realizować zeszłowieczorną obietnicę dotyczącą zabawy w gotowanie.
Podczas kiedy ja dochodziłam do siebie nad kubkiem kawy, młodociana Julia Child siekała ciastolinowy szczypior i zapiekała spaghetti z malinami (!) w plastikowym piekarniku od dziadka. Nagotowała na trzy dni, po czym obfotografowawszy dania uszkodzonym aparatem ("Aparaaat! Dziadek robi najlepsze prezenty na świecie") opuściła kuchnię, aby odpocząć i zapewne rozważyć niewątpliwy rozwój kariery w food bloggingu.





czwartek, 21 stycznia 2016

26 Dialogi

 Dialogi autobusowe o poranku uwielbiam. Ponieważ najczęściej podróżujących w towarzystwie licealistów, mam okazję przekonać się jak dalece nieistotne są moje problemy.
Kilka dni temu dwa dziewczątka rozprawiały o ekonomii. 
1: - Tak sobie myślałam, że jakbym dostawała złotówkę za każdą godzinę życia to by było fajnie. Nawet tak obliczałam ile by to wyszło...
2: - O jaa, to by nie było trzeba ze starymi mieszkać.
1: - Konkretne pieniądze. 
2: - Noo...ja to bym mogła dostawać nawet złotówkę za każdy dzień życia. 
1: -A weeź! Tak to by się nie opłacało żyć!

kurtyna
P.S. od dawna czułam, że mi się bilans nie zgadza.
____________________
A tym czasem w domu...

- Ahahahhaha, maamoo chodź zobacz!
- Muszę? Dopiero siadłam. 
- Hihihihi, chooodź. To strasznie śmieszne! 
Idę więc do kuchni. Róża leży pod lodówką.
- Hehehehe, paatrz. Robię sobie "kizi mizi" po buzi! - relacjonuje zachwycona
- Tak widzę. Kocim ogonem...a jak cię podrapie? 
- Ogony nie drapią mamusiu. 
- Mówiłam o kocie. Kot może cię podrapać.
- Jak mnie zaswędzi to mu powiem. 
Urodziłam kosmitę.
                   bad hair day all day

poniedziałek, 18 stycznia 2016

25 Górka

Pośród jedenastopiętrowych bloków naszego osiedla przycupnęła sobie skromnie śnieżna górka. To znaczy Róża nazywa ją tak niezależnie od pory roku, ale jasne że śnieżna bywa raczej zimą.
Codziennie w okolicach popołudniowych, zastępy młodocianych pielgrzymują ku niej ciągnąc za sznurki wszystko na czym można zjechać.
Nie przepadam za tym osobiście i z tego co pamiętam, nigdy nie lubiłam takich górek. Zawsze było za dużo sanek, za mało miejsca, jedni wjeżdżali na drugich, starsi popychali młodszych, do których się zaliczałam (póki jeszcze brałam udział w tego typu rozrywkach) i absolutnie należało się ścigać, co nigdy nie leżało w mojej naturze. Zawsze wolałam brać udział w konkurencjach w których z góry można było przewidzieć, że wygram.
Róża natomiast jest totalną fanką zjazdów i  związanych z nimi rytuałów. Nalega na przywitanie się ze wszystkimi saneczkarzami z imienia, nic sobie nie robiąc z faktu, że większość nie reaguje na jej bonmoty. "Witaj, jestem Róża. Chcesz się ścigać? "- rozbrzmiewa spod różowego kaptura.
Na szczęście zawsze ktoś chce, więc uszczęśliwiona Róża radośnie przegrywa ze starszymi, tłumacząc mi że wygrała druga.
Ja w międzyzjazdach obserwuję sobie ludzi, czyli każda z nas ma na górce to co lubi.
Dzisiaj kierowniczką górki była energiczna Babcia Tymka(BT), ucząc wszystkich naokoło jak się zachowywać na sankach. Kierowała ruchem, torowała drogę, udzielała wskazówek jak żyć,ubierać się i wychowywać dzieci. Kilka matek usłyszało, że kultura jazdy na sankach zaczyna się w domu.
BT stanowiła znakomity kontrast dla milczącego Ojca Arturka (OA) skupionego na swoim telefonie, którym wykonywał selfie bez dziubka, podczas gdy jego syn gramolił się pod górę, lub wpadał w haszcze z powodu nader skrętnych saneczek. OA dzielnie znosił złośliwości BT i nie odezwał się słowem przez całe czterdzieści minut. Arturek padał co chwilę ofiarą wypadków, ponieważ mimo usilnych napominań BT, nikt z młodocianych nie wspinał się na górę poboczem. Jeden z chłopców nazywany roboczo przez BT "chłopaczek" obruszył się na takie epitety i zażądał nazywania go Ośmiolatkiem, wprawiając w osłupienie wszystkich z wyjątkiem OA, pozującego do zdjęcia na tle nieba. Róża jednak ustaliła zawczasu że Ośmiolatek pyskaty ma na imię Kacper, o czym zawiadomiła na całe gardło. Zdemaskowany Kacper Ośmiolatek uciekł więc na drugą stronę górki.
OA przemówił ludzkim głosem dopiero, gdy zakończył sesję zdjęciową na tle wszystkiego. Dla tego momentu warto było marznąć. Podszedł on bowiem do BT opieprzającej dziewczynkę ( Karinę- przyp. Róża) i wygłosił :
- Idź już do domu durna babo i daj żyć.
Wraz z sankami, wszystkim dorosłym zjechały z górki szczęki.
Patrzyliśmy z podziwem, jak OA nie bacząc na ślizgające się podeszwy, sztywnym krokiem bohatera schodzi ze szczytu wraz z podrapanym na buzi synem i znika za zakrętem.
- Cham - wyrwało się BT.

Gdybym była Różą spytałabym go jak ma na imię.

sobota, 16 stycznia 2016

24 Tosia

Sobotnie popołudnie Róża spędziła z przyjaciółką, po tym jak cały tydzień
(z przerwami na potrzeby fizjologiczne)  powtarzała" Ja tak tęsknię za Tosią" (westchnięcie).
Przybyły objuczone prowiantem i napitkami, wpadły do pokoju i włączyły maszynę przyspieszającą akcję.
Coś jak "150 zabaw w 10 minut".
Gotowały, leczyły, piekły, biwakowały, wychowywały, sprzedawały, grały,budowały,  koncertowały, upiekszały, lepiły....nie wszystko zarejestrowałam, przepraszam.
Z pewnością nie jeździły hulajnogą, wyłącznie z powodu braku miejsca na podłodze.
Moja wątła konstrukcja psychiczna nie pozwoliła mi na częste zaglądanie do ich pokoju. Uznałam, że póki nie słychać gorszących wrzasków i tłuczenia szkła, nie ma po co fundować sobie zawału widokiem tęczowej apokalipsy. Rychłe załamanie nerwowe rekompensowały mi strzępy dialogów.

"Przychodnia NFZ"
R: Tosiu, rana!Podaj mi bandaż!
T: Nie teraz. Mój pacjent też ma chorą nogę.
R: To może podam mu syrop?
T: Nie, tylko naklej mu tu naklejkę-nagrodę.
R: Świetny pomysł!
T: Tak... wiem to.
...
"Kuchenne rewolucje"
T: Ugotujmy zupkę. Podaj mi truskawki!
R: Ja robię ciasto. Podaj mi miskę.
T: To ty masz podawać.
R: Dobra.Podano do stooołu!
 ...
 I tak dalej w ten deseń.
Po wyjściu Tosi, Róża żeby złagodzić ból rozstania, jak prawdziwa kobieta sprzątała i jadła.
Gdy pokój osiągnął spowrotem stan użytkowy, Róża siadła w fotelu i rzekła:
-No i jest czysto. Ja tak tęsknię za Tosią.
Nie liczyłabym na ostre zdjęcie w tym przypadku. 

23 Biznes

Róża miącha się rano po dywanie budując jakąś niezwykle misterną konstrukcję z  karimaty.
Patrzę na nią spod przymrużonych oczu. Jest zajęta. Tu się coś wielkiego tworzy. Nie wytrzymuję i pytam :
- Córcia, co robisz ?
Cisza. Roboty trwają, mamrotanie pod nosem, zarobiona jest.
- Haloo, dzieckooo! Co ty kombinujesz?
- Buduję lizakurnię i lodowiarnię - odpowiada majster w piżamie
- Aaa...aa...a... coo?
- No sklep. Będą lizaki i lody. Ja będę sprzedawać, a jak ktoś nie kupi to będę jeść.
- Ahaaa ( jaka ja jestem tępa ), czyli będziesz ekspedientką !
- Nie, mamooo - mina mojej córki potwierdza powyższe w nawiasie - Będę lodowiarką i lizakurką ,a tatuś będzie kupował u mnie bo ty wychodzisz do pracy.
Słusznie. Tapetowiarnie ktoś musi otworzyć przecież.

lizakurka w lodowiarni

wtorek, 12 stycznia 2016

22 Bal


Weszłyśmy do szatni przedszkolnej grupy Misiów, po której krzątało się pięć księżniczek, dinozaur i lord Vader.
Spiderman w szatni krasnali robił właśnie koszmarną awanturę z powodu braku możliwości zabrania ze sobą ulubionej przytulanki (w zasadzie nie wiem czemu metrowy człowiek pająk nie powinien paradować z pluszowym Donaldem pod pachą, ale ja się nie znam).
Róża omiotła wzrokiem zastaną sytuację i w jednej chwili samodzielnie  wyskoczyła z absolutnie-nie-dających-się-zdjąć-spodni oraz ciężko-rozpinającej-się-no –po-prostu-niemożliwej-do –rozebrania kurtki, a buty same sfrunęły jej z nóg.
-Podaj moją koronę! – zarządziła histerycznie monarchini w podkoszulce i zrolowanych rajtuzach. Po czym przywdziawszy insygnia uspokoiła się lekka, podstawiając tylko w milczeniu kończyny celem odziania jej w suknię z trenem.
- Księżniczki i wróżki! Idziemy! – skinęła na pozostałe dziewczynki i zostawiła mnie wraz z resztą służby rodzicielskiej.
I uciekły do sali, wśród pisków i nieśmiertelnych „a ja mam z brokaaatem, a moje są różoooowe” łopocząc skrzydłami z nylonu.
A Charles Perrault ma dzisiaj urodziny.


próba kostiumowa w domu



niedziela, 10 stycznia 2016

21 Stolat ja

- Mamo, a będziesz miała tort?
- Nie kochanie, upiekę sernik. Możesz go udekorować jak tort. 
- A ile będzie świeczek? Ile ty masz lat? 
- Trzydzieści siedem kochanie.

Cisza...Do wszystkich którzy przed chwilą machając nogami pod kołdrą śpiewali poranne "sto lat" zaczyna docierać powaga sytuacji. Mąż hihocze nerwowo (ni chybi uświadomił sobie że wartość świeczek może konkurować z kosztami czynszu). Róża humanitarnie nie komentuje zasłyszanej przed chwilą rewelacji, tylko znajduje pocieszenie. 
- Możesz wymyślić inną liczbę na trzydzieści siedem. Wybierz sobieee...pięć. Pięć to będzie trzydzieści siedem. Dobra? 

Kochana moja córeczka. Na pewno nie wymyśliła tego żeby zagospodarować więcej powierzchni do dekorowania.  
P.S.pierwotnie w tekście było trzydzieści sześć, ale kogo ja chcę oszukać....

czwartek, 7 stycznia 2016

20 Tfu-rczość

-Mam dla ciebie rysunek mamusiuuu! -oznajmiła Róża tonem specjalnie zarezerwowanym dla takich kwestii
( intonacja pełna obietnicy, połączona przeświadczeniem o nierychłym omdleniu ofiarowanego z powodu mieszanki  zachwytu,  wzruszenia i podniecenia )
-Super, pokaż! - nabieram się jak zwykle na ten ton , podświadomie oczekując arcyciekawej pracy na złożonym w czworo mokrawym karteluszku. (Kiedyś się doczekam. W nagrodę za lata oglądania "pętli w kolorze". Kiedyś padnę z wrażenia)
Na kartce plątanina linii w kolorze czarnym. Ni chybi labirynt - ostatnio ulubiony motyw.
- Ooh, to przecież labirynt! Na pewno fajnie się go rysowało.  Bardzo ci dziękuję kochanie - staram się zawrzeć jak najwięcej entuzjazmu i otuchy, no przecież na to liczy...
-To nie moje. To rysował inny chłopczyk- słyszę.
-Jak to?
- Ja nie miałam czasu na rysunki bo bawiłam się z Martą. Ale wzięłam ten rysunek żeby Ci nie było smutno. Tylko kichnęłam i się pomoczył.

Dobrze mi tak
Ściema za ściemę


Pętle w kolorze. Łudząco podobne do moich szkiców ze studiów. Pocieszam się. 


wtorek, 5 stycznia 2016

19 Post mortem choince

"Choinko piękna jak laaas
Choinko zostań wśród naaas." - śpiewała Róża na ostatnie pożegnanie.
Tatuś zapewnił pogrążoną w smutku żałobniczkę, że denatka będzie z nami jeszcze długo.
Wbijając się nam w stopy do czerwca


Jastrzębski odkurza

poniedziałek, 4 stycznia 2016

18 souvenir


 Poszłyśmy po prezent dla cioci-babci.Przed sklepem palnęłam okolicznościową mowę na temat kupowania rzeczy potrzebnych ( czytaj: kategorycznie żadnych zabawek never ever).
Minąwszy pierwsze zasieki z zanęty w postaci pluszaków i elektronicznych pojazdów na wdzięki których moje dziecko nie jest specjalnie wrażliwe weszłyśmy w dział śmiertelnie nudnych bibelotów do domu.
Sektor zabawek, który jakiś niedouczony merchandiser (błogosławion niech będzie) znajdował się w przeciwległym, bezpiecznie dalekim narożniku, toteż straciwszy czujność radośnie buszowałam po półkach. Róża wkręcona w rolę doradcy zakupowego kwitowała wszystkie propozycje słowami „tak, ładne, kup to i chodźmy”.
Nagle moja osobista szopping assintant ożywiła się :
- Myślę , że kupimy to! – rzekła wskazując na karton z…plastikowym mikserem, który ktoś w przypływie rozsądku, bądź korzystając z nieuwagi młodocianego tyrana wrzucił między świeczniki.
- Róża, to jest zabawka. My musimy kupić prezent.
- Mam pomysł. Kupimy babci w prezencie ten mikser, a jak się jej nie przyda, to mi go odda.


sobota, 2 stycznia 2016

17 Gender

- Mamooo, a Biegucek* to chłopczyk czy dziewczynka?
- Wiesz, w zasadzie możesz sama wybrać. A czemu pytasz?
- Bo przyszedł do mojego salonu piękności. Już go uczesałam, założyłam mu kolczyki i spinki, ale nie wiem czy malować szminką.

Gdzie te czasy że wystarczyło pod ogon zajrzeć...

*Biegucka znajdziecie tu
o tu

piątek, 1 stycznia 2016

16, ale w zasadzie 0.

Ja:Rózia, zjesz kolację?
R: tak, przygotuj coś wykwintnego
Mąż : Może kawior z bieługi?
R: Chyba z boogie woogie!

Kolacja z dancingiem.

15 SOR

Siedzę w kuchni. Róża w swoim pokoju, będącym chwilowo gabinetem lekarskim przeprowadza wywiad z pacjentem.
-Czy boli cię tuuuu? Spadła na ciebie wielka góra piachu? Oo to przykre. Muszę ci wyjąć kolec z oka. Nie ruszaj się, zaraz skończę. Jeszcze zastrzyk w szyję i zabandażować.
Tu pękła ci rączka? No truuuudno ,to dam ci syrop. Jest wstrętny i go musisz wypić.
Kogoś coś boli może?

14 Ale

Są ludzie którzy lubią poranki.
Bardzo mają fajnie ci ludzie, ponieważ poranki przydarzają się codziennie i raczej łatwiej im się żyje. Ja do tej grupy nie należę i choćbym nawet się wzięła i przemogła, choćby wszystko szło w jak najlepszym porządku - coś mi ta pora nie bardzo odpowiada.
Ostatnio nasze poranki sponsoruje słowo "ale". Nie jakieś obcojęzyczne "ale", tylko nasze rodzime, alergenne, idealnie pasujące do słowa "mamoooo". Nadużywanie tego słowa o poranku skutkować może kataklizmem.
( " ale mamooo,nie te buty", "ale mamoo jeszcze jedna piosenka","aleee nie tędy", "ale mleko ze słomką" ,"ale plecak to póżniej")
Róża jest dzieckiem czujnym i roztopnym ,obserwuje bacznie poziom ciśnienia w matce i w momencie krytycznym włącza zawór bezpieczeństwa :
-Aleeee aleeejanko ,klęknij na kolanko,podeprzyj się boczki ....

13 O prywatności

Siedzę w toalecie. NAGLE otwierają się drzwi i staje w nich moje dziecko.
-Co robisz mamo?
-hmm...a jak myślisz...?
-Muszę ci powiedzieć że jak ja będę robić siku to mają być zamknięte te drzwi. Rozumiesz?

12 Taxi

Jedziemy taksówką od babci.
Róża śpiewa na całe gardło "Jesteśmy Polką i Polakiem".
Po trzecim bisie taksówkarz zapewne pożałował pierwotnego entuzjazmu dla śpiewu małej dziewczynki. Ta tymczasem litościwie zakończyła deklaracje miłosne względem ojczyzny przerzucając się na kolędowanie.
-Chwała na wysokościiii... mamoo, ten samochód strasznie się chwieje - gwiazda ma pretensje.
-Pan skręca, to samochód się przechyla - usiłuję wytłumaczyć (fakt) lichego kierowcę.
- I nie jedziemy jak jest czerwone światło - koryguje Róża kombinującego taksówkarza.
Kierowcy zaczyna latać oko, ale nadrabia miną, po czym wiezie nas na zupełnie inną ulicę - Piłsudskiego (pewnie mu się przez ten patriotyczny początek pomieszało)
-Gloooria gloriaa...mamoo, czy ten pan zabłądził?
-Nie Róziu, pomyliło się panu.
-To straszne. Będziemy teraz się błąkać ...
(Dowiózł nas. Za darmo. Wychodząc usłyszałam długie westchnienie ulgi)

11 Agresywny marketing

Mikołaj przyniósł zabawkową kasę sklepową. Okazuje się, że trzy i pół roku regularnych zakupów w towarzystwie dziecka wyrabia w nim praktykę handlową godną arabskiego kupca.
Niedoważa towaru, ale kasuje jak za zboże, wszystko sprzedaje w promocji i z uśmiechem wypowiada "zapraszamy ponownie" podając stary paragon. Wisi jej zakaz handlu w święta. Terrorystka zakupowa nie przyjmuje wymówki o braku funduszy ,wręczając portfel wypelniony starymi kartami, które dawniej służyły jej do układania labiryntów i każe się zadłużać w imię mikrogospodarki. Leniwi i kombinatorzy przywoływani są do porządku publicznie, przez mikrofon.
Strach do kibla iść bo po drodze ten sklep.
A w nim ... a w nim...
KUPUJCIE, KUPUUUJCIE!
JESTEM SKLEPONIARKĄ!

10 Lukier

-Uwielbiam robić pierniczki mamusiu - zwierza mi się córka znad stołu pelnego węglowodanów.
Ahhhhh....rozpływam się. Jakaż ze mnie matka bóstwo. Se pierniczki normalnie wytwarzamy. Dziecina pochylona nad dziełem smaruje pędzelkiem pracowicie. Ale jest cudowny nastrój że ho ho ho Merry Christmas. Czy to czas aby włączyć kolędy?
-A najfajniejszyyyy jest ten różowy lukier -puentuje Róża machajac do mnie łapą z polukrowanymi paznokciami - Zabrakło mi na drugą rękę, dorobisz?

9 Zen

-Róża! Ogłuchłaś ?
- Niee - nieuważnie odpowiada córka calkowicie pochłonięta przeglądem biżuterii
-Trzy razy zdałam ci pytanie!!!!!(oszaleję).
-O, naprawdę? Dziękuję ci za wszystkie trzy - rzuca z krzepiącym uśmiechem psychoterapeuty.

8 Puzzle

Skrzynka na listy stracila swoją tajemniczą moc. Większość niespodzianek związanych z tym ustrojstwem dotyczy rachunków, korespondencji z banków, lub wysypujących się na buty stosów ulotek. Róża całym sercem wierzy jednak że przyjdzie jeszcze taki list...taki DO NIEJ...taki specjalny (wyślę jej ,niech się cieszy).
Dzisiaj przyszedł specjalny list. Pakiet DKMS.
Róża przechwycila i kombinuje:
-To do mnie?
-Nie córciu, to do mnie.
- Do ciebie? Czyli do nas? Do ciebie i mnieee.
-No dobrze -ulegam- do nas.
-Super, otwórz. Zobaczymy co tam dla mnie jest.
Otwieram w asyście niecierpliwego sapania. W środku formularz , patyk, koperta i ulotka. Róża gorączkowo przerzuca fanty, szuka wskazówki , otwiera ulotkę chwilę patrzy i...zapada błoga cisza ulgi.
-Mamo! To do mnie od Mikołaja list. Pisze że dostanę pod choinkę puzzle - wyjaśnia mi wskazując na logo.

Myślę że Mikołaj na pewno chciał mi coś powiedzieć katalogiem jubilerskim YES

7 Wieczór

-Zjaaadłam! -krzyczy moja córka o dwudziestej dziesięć. Hmm, kiedy podawałam jej kolację była za pięć siódma.
-Wrrreszcie ! Chodź się myć! -wołam marząc żeby ten dzień już się zakończył
-Będzie kąpiel?
-Nie, umyjesz się i sssspać.- rozmarzam się.
-Chcę kąpiel. Muszę się wykąpać. Proooszę.
Ponieważ się nie zgadzam ,następuje kolejno płacz, jęk, kombinacja obu, próba wyłudzenia, próba podstępu i uwodzenia.
Połowa mnie omija,bo jestem juz w łazience, jednak to aktorsko nie osłabia występu, a nawet dodaje mu dramatyzmu.
W końcu krokiem skazańca Róża idzie do łazienki. Nie odzywa się. Jej dziwna mina mnie intryguje, ale obrana rola matki z kamienia, w którą weszłam nie zakłada negocjacji z terrorystami.
Przy myciu mina ewoluuje ,trudno powstrzymać pytania widząc własne dziecko z wyrazem twarzy podobnym do ekstazy św. Teresy...
-Różu, a co ty robisz? -nie wytrzymuję.
-Wyobrażam sobie ,że się kąpię i że jest wspaniale.
Tak się strzela między oczy proszę państwa.

6 Chubby rain

Grudzień jest ,więc mży.
Maszerujemy do przedszkola i rozmawiamy o Kaczce Dziwaczce.
Bezlitosna genetyka obarczyła Różę moją koordynacją i równowagą, więc często potykamy się na prostej drodze i obijamy o niewidoczne.
Dzisiaj Róża wywraca się jak co dzień w stałym miejscu, ja marudzę jak co dzień bez sensu , że ma uważać, wszystko dzieje się w znajomej , bezpiecznej i przewidywalnej konwencji. Kończę wywód o uważnym stawianiu nóg, którego nie słucham nawet ja . Nie mogę przestać truć?
Przecież to nie jej wina, tak już ma .
Też tak mam.
"- Mamo, ja utknęłam w lepkiej deszczowej polewie i zaplątały mi się nogi od kropli."
Nie, jednak tak nie mam.

5 Biegucek

Wracając od lekarza mijamy śmietnik. Pod śmietnikem stoi ON.
R: -Mamoo!!Patrz!
Widziałam go już wcześniej. Coś dziecięcego w moim sercu ucieszyło się na jego widok. Zaraz jednak coś dorosłego zaczęło znajdować argumenty na nie.
Ja: -No fajny! To koń na biegunach
R: -To BIEGUCEK. Czy może u nas mieszkać?

Biegucek lubi plastikową marchew, jest raczej małomówny ,mieszka pod namiotem cyrkowym i naprawdę świetny z niego kumpel.

4 Pająk Osculati

R :-Mamooo...
Ja:-Hmmm? ...
R:-Pod moim oknem jest pająk!
Ja: -Nie widzę tu żadnego pająka.
R: -Ale byyył!O tutaj!
Ja: -Może sobie już poszedł
R: -Nie tak się umawialiśmy

A najgorzej jak cię własny pająk wystawi.

3 Baila

-Musimy kupić margarynę - mówię , stojąc pod lodówkami w sklepie.
-Super, mamusiu! Będzie jak na moich tańcach!- woła córka i leci po produkt celem jak najszybszego wrzucenia go do wózka.
-Róziaaa...jak to na tańcach?
- No pokażę ci. Tańczymy tak: MARGARYNA MARGARYNA BAILA BAILA.
...
-Czy będę się dzisiaj kąpać? -docieka córka
-Nie, ponieważ kąpałaś się wczoraj
( i przedwczoraj i przedprzedwczoraj-przyp.red.)
-Muszę. Mam brudne wszystkie boki i strasznie śmierdzi.
może za dużo margaryny...

Komu margaryny ?

2 Kiss kiss

Obcałowuję leżącą na brzuchu Różę, pochłoniętą całkowicie bajką. Cmoku cmoku bezkarnie...hoho jaka cudowna ta moja kluseczka....cmoku cmok.
-PRZESTAŃ -słyszę.
-Aale pupka to moja ulubiona część do całowania - tłumaczę
-To całuj swoją.
Tak oto moje dzieciąteczko kazało mi po raz pierwszy pocałować się w dupę.

1 push up

Róża robi plany na karnawał. Będzie bal więc trza by się przebrać...
R: A za co mnie przebierzesz?
Ja: Możesz być wróżką. Zrobimy ci sukienkę, skrzydełka, różdżke nawet koronę!
R: A cycuszki?
Ja: Yyyhyee hmm co??
R: Bo wróżki mają cycuszki. Z czego mi zrobisz? -pyta córka wachlując się "Dzwoneczkiem"
Panie Disney! Ma pan jakiś pomysł?